Dziecko jest jakby cudzoziemcem - kilka uwag o wychowaniu w duchu korczakowskim (2010)

 

Dziecko jest jakby cudzoziemcem

- kilka uwag o wychowaniu w duchu korczakowskim

Studia z teorii wychowania, nr 1/2010, s. 301-304

W wychowaniu wszystko jest kwestią taktu, słusznego osądu i serca.

Wymaga ono więcej dyplomacji niż stosowania siły.

Jest ono bardziej sprawą finezji niż geometrycznej ścisłości,

bardziej miłości niż fachowej znajomości rzeczy.

J. Korczak

Powszechnie wiadomo, że nie było siły, która mogłaby odwieść Janusza Korczaka  (1878 lub 1879 – 1942) od niekłamanego pragnienia wypełnienia obowiązku do końca. Odrzucił łaskę barbarzyńców. W Getcie Warszawskim, 5 sierpnia1942 roku, trzymając dziecko na ręku prowadził pochód sierot do pociągu śmierci. Ale to był tylko gest, można przekornie powiedzieć; gest, który potwierdzał całożyciową postawę. Poświęcił się dzieciom bez reszty. Kiedy dziś przywołujemy jedno z odwiecznych pytań: jak wychowywać, Stary Doktor jeszcze raz może wskazać drogę. Tę właściwą? I nieważne, czy istnieje jakiś tzw. korczakowski system wychowawczy czy nie. Przede wszystkim są jednoznaczne wskazówki wynikające z filozoficznego spojrzenia Korczaka na dziecko – jako na odrębną istotę, pełnowartościowego człowieka na każdym etapie jego istnienia – które należy poważnie traktować.

Każde dziecko zdane jest od samego początku na wychowawców. Przed nimi zaś, kimkolwiek by nie byli, wyłaniają się trudne zadania, za które odpowiedzialni są nie tylko przed własnym sumieniem, ale przede wszystkim przed wychowankami. Każdy, kto wychowuje, ma z pewnością mniej lub bardziej sprecyzowane cele, ku którym zmierza. Błędem procesu wychowawczego byłoby jednak mówienie tu tylko o schematycznych metodach, gdyż każde dziecko jest niepowtarzalnym oryginałem i jednocześnie istotą wolną. By działania wychowawcze przybrały znamiona sensowności, koniecznym wydaje się przemyślenie rudymentarnych zagadnień z przywołanej materii: kim tak naprawdę jest dziecko i jak powinny kształtować się relacje wychowanek-wychowawca?

Faktem bezspornym pozostaje zasadnicza różnica między dzieckiem a dorosłym człowiekiem. Przywołana dysproporcja nie powinna jednak być powodem do kategoryzowania lat na mniej lub bardziej doniosłe. Nie powinno być żadnej hierarchii wieku, żadnych wyższych i niższych rang bólu i radości, nadziei i zawodów. Gdy bawię się czy rozmawiam z dzieckiem – pisał Korczak – to spotykają się dwie równie dojrzałe chwile mojego i jego życia. Dziecko nie jest głupie; głupców wśród nich nie jest więcej niż wśród dorosłych. Dzieci nie będą dopiero, ale już są ludźmi - nie lalkami. Można przemówić do ich rozumu - odpowiedzą nam, można przemówić do ich serca - odczują nas. Można liczyć na prawidłowe wzrastanie dziecka, jeśli wychowanie będzie dokonywać się w świetle zasady, w myśl której kwiat jabłoni jest tyle wart, co dojrzałe jabłko (Korczak 1938, s. 27 – 31).

Dzieci dopiero oswajają się z wieloma rzeczami, które może dla dorosłych są oczywiste. Oswajają się z bólem, krzywdą, niesprawiedliwością. Pociąga to za sobą różne reakcje, które wywołują u dorosłych żartobliwe uwagi, ironiczne uśmiechy - głownie wśród tych, którzy nie potrafią się zintegrować z dziećmi, z ich wiekiem, z ich odczuciami. Dziecko jest jakby cudzoziemcem, który nie zna języka, nie zna kierunku ulic, nie zna praw i zwyczajów. Niekiedy rozgląda się samo. Gdy jest jednak zbyt trudno prosi o wskazówkę i radę (Korczak 1938, s. 27 – 28). Tutaj potrzebny jest przewodnik, który umiejętnie odpowie na pytanie, będąc pełnym szacunku co do niewiedzy dziecka. Stąd, aby skuteczniej pokierować procesami wychowawczymi, potrzeba poznać psychikę dziecka.

Często bywa tak, że od dziecka żąda się zbyt wiele, ponad jego siły i możliwości, nieproporcjonalnie do jego wieku i rozwoju. Często dziecko jest miejscem gdzie próbujemy  zaszczepić idee, których nam się nie udało zrealizować we własnym życiu. Wtedy dziecko jest wykorzystywane do egoistycznych celów wychowawców, chcących się niejednokrotnie wyzwolić z kompleksów. Poza tym zawsze znajdziemy coś do zarzucenia dziecku na własną obronę. Nie potrafimy taktownie ustąpić, co pozwoliłoby uniknąć niepotrzebnych zadrażnień, co ułatwiłoby współżycie.

Być dobrym dla dziecka, to znaczy mieć wyobrażenie i rozumieć jak jest drugiemu – umieć to odczuć, co czuje inny. Trzeba być wyrozumiałym, trzeba być ostrożnym w osądzaniu. Wychowawcy winno zależeć na życzliwości dziecka, ale na ową życzliwość winien starać się zasłużyć. Zabiegający o życzliwość względem siebie wychowawca, powinien mieć wyryte w pamięci przekonanie, iż w procesie wychowania wszystko jest kwestią taktu, słusznego osądu i serca. Może trochę na wzór Korczaka, o którym mówiono, że „był to przede wszystkim człowiek ujmującej dobroci” (Taboryska 1989, s. 51).

Traktowanie dzieci przez wychowawców jako małych, słabych, biednych smarkaczy, nie jako ludzi, ale jako dopiero przyszłych ludzi, niesie ze sobą wielką nieufność wobec nich. Staramy się je pilnować bez przerwy, bo się może przewrócić, skaleczyć, uderzyć, bo może coś zepsuć. Przez to nie zostawia się dziecku samodzielności jakichkolwiek poczynań - jest tylko pełne prawo kontroli, z którego trudno nam zrezygnować. Z wiekiem w takich sytuacjach nie zmieniają się metody wychowawcze, a wzrasta tylko nieufność. Dziecko nie jest uczone odpowiedzialności, nie zna dialogu, skazane jest na wykonywanie zadań w strachu przed ewentualnymi reperkusjami ze strony wychowawców. Narzucona ostrożność w wychowaniu nie daje jednak zupełnej gwarancji, ale w razie wypadku można mieć czyste sumienie. Jeśli jest to jedyny motyw narzucania dziecku takiego sposobu wychowania, to może świadczyć tylko o niekompetencji wychowawcy, z którego ust niesie się tylko echo przestrogi: pamiętaj, przekonasz się a zobaczysz. Wtedy, gdy dziecko nie słucha, może jakby rozmyślnie, znów pilnujemy, by posłuchało i wykonało. Podejrzliwe dziecko potrafi być jednak przebiegłe (z czasem ta umiejętność wzrasta), potrafi wymknąć się spod kontroli, uśpić czujność, oszukać. Tu nie ma mowy o żadnym uczciwym, pełnym zaufania kontakcie wychowawcy z wychowankiem – dyplomacja zostaje zawieszona. Stąd już tylko krok do użycia siły.

Doświadczenie wielu pokazuje jednak, jak złudne okazują się metody wychowawcze oparte na przemocy – o czym powszechnie, przynajmniej teoretycznie, dziś wiadomo. „Dziecko jest istotą rozumną, zna dobrze potrzeby i trudności swego życia. Nie despotyczny nakaz, narzucone rygory i nieufna kontrola, ale taktowne porozumienie, wiara w doświadczenie, współpraca i współżycie”(Korczak 1938, s. 27). Wspólne uzgadnianie różnych spraw, zaufanie do dziecka, muszą dominować we wzajemnych stosunkach, by procesy wychowawcze mogły rozwijać się pomyślnie. Dlatego wspomniana współpraca wymaga więcej dyplomacji niż stosowania siły. Narzędziem dyplomacji może być łagodność, ale może też być stanowczość, czego wyrazem pozostają słowa Korczaka: „Nie odnoszę się wrogo do żadnego z dzieci. Tylko dla jednych jestem łagodniejszy, dla drugich surowszy, jednym życzliwość okazuję, wobec innych ją ukrywam. Są ludzie, którzy wymagają twardej ręki, oschłego tonu, bo łagodność rozumieją jako słabość i tę chcą wyzyskać” (Chymuk 1995, s. 39).

Dziecko swoją szczególną aktywnością; bieganiem, skakaniem, dziwieniem się i dopytywaniem, swoimi spontanicznymi łzami i wybuchami radości często irytuje dorosłych. „Lekceważymy mnogość jego życia i radość, którą dać łatwo, a na którą nas nie stać, nas czujących trud własnych kroków, ociężałość interesownych ruchów, skąpstwo postrzegań i odczuwań” (Korczak 1938, s. 11). Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby znać owe schematy wychowawcze, które można byłoby wykorzystać w procesach kształtowania innych ludzi. Jest to jednak niemożliwe i ten fakt trzeba przyjąć z największym zrozumieniem. Rozważny wychowawca nie powinien dąsać się, że nie rozumie, ale winien rozmyślać, poszukiwać nowych dróg, rozmawiać z dziećmi, a klimatem tych rozmów winna być subtelność i delikatność.

Dziecko bardzo często w poszukiwaniu coraz nowych wzruszeń i wrażeń niczym nie może zająć się długo, nawet zabawa szybko się nudzi, a przyjaciel sprzed godziny jest wrogiem, by po chwili znów być serdecznym przyjacielem na nowo. Dla dorosłych jest to dziwne, niezrozumiałe; bo trudno się wznieść ponad własne interesy w procesie wychowania. Bo trudno jest wyważyć miłość, by nie była skrajna: nadopiekuńcza lub lekceważąca. Szacunek dla dziecka, będący tu średnią miarą miłości, jest formą wznoszenia się ponad swój egoizm w wychowaniu, „szacunek dla bieżącej godziny, dla dnia dzisiejszego, dla każdej z osobna chwili - bo umrze i nigdy się nie powtórzy, skaleczona krwawić będzie, zamordowana płoszyć będzie złym upiorem wspomnień” (Korczak 1938, s. 31). Taki szacunek, jakiego domagał się dla dziecka Korczak, jest łatwy do zrealizowania dla kogoś, kto uzna, że dziecko znaczy więcej niż cokolwiek na świecie.

Pochylając się nad terminem wychowanie w duchu korczakowskim, można powiedzieć, że jest to sztuka będąca bardziej sprawą finezji niż geometrycznej ścisłości, bardziej miłości niż fachowej znajomości rzeczy. W wychowaniu głównie chodzi o dobro, radość, nadzieję, ale nie mogą to być tylko i wyłącznie wartości wychowawców, ale przede wszystkim dzieci. Bo nasze dobro nie musi być ich dobrem, bo nasza radość i nadzieja nie muszą być ich radością i nadzieją, ale faktem jest, że dobro, radość i nadzieja dzieci są dobrem, radością i nadzieją dorosłych. Ujmująco opisał relacje dzieci - dorośli Kahlil Gibran w poemacie „O dzieciach”. Zatem zamiast zakończenia wizja wyłaniająca się spod jego pióra:

„Dzieci wasze nie są waszymi dziećmi.

To syny i córy tęsknoty Życia za sobą samym.

Jawią się na tej ziemi przez was, lecz nie od was pochodzą;

i choć przebywają z wami, nie do was należą.

Miłość im waszą dawajcie, lecz nie waszą myśl,

gdyż one własne posiadają myśli.

Schronienie możecie dać ciału ich, ale nie duszy;

dusze ich bowiem w przybytku jutra trwają,

a tam nawet marzeniem swoim nie zdołacie sięgnąć.

Możecie starać się być do nich podobni,

lecz nie usiłujcie nigdy upodobnić je sobie.

Bo życie nie cofa się wstecz,

ani się ogląda za wczorajszym dniem.

Jesteście jako łuk,

a dzieci wasze jako strzały żywe, wybiegające z was w dal.

Wielki Łucznik na nieskończoności szlaku cel widzi daleki

i was swą mocą naciąga jako łuk,

by strzały Jego szybko niosły i daleko.

W dłoni Łucznika niechże ugięcie się wasze ku weselu służy.

Jego miłość bowiem ogarnia i strzałę, co pędzi

i łuk, co trwa nieruchomy” (Gibran 1997, s. 28-29).

BIBLIOGRAFIA

Korczak J. (1938), Prawo dziecka do szacunku, Warszawa.
Taboryska M. (1989), Pan Doktor w Naszym Domu, w: Wspomnienia o Januszu Korczaku, Warszawa.
Chymuk M. (1995), Janusz Korczak. Dziecko i wychowawca, Kraków.
GibranK. (1997), Prorok, Toruń.