Kondycja współczesnego człowieka - wywiad z prof. Stefanem Swieżawskim (2001)

Kondycja współczesnego człowieka

GN, nr 4 z 27 stycznia 2002 r., s. 16.

- Pan Profesor w swojej pracy naukowej przez szereg lat zajmował się problematyką filozoficzną wieków średnich: późnym średniowieczem i wczesną nowożytnością. Jaka jest, według Pana, geneza humanizmu nowożytnego - antropocentrycznego, kwestionującego średniowieczny teocentryzm?

- Jest to bardzo złożona sprawa. Łączy się ona - moim zdaniem - ze zmianą sytuacji politycznej Kościoła. Kościół, który chciał współtworzyć Sacrum Imperium jak mówił J. Maritain, w pewnym momencie przestaje spełniać te funkcje, które powinien spełniać w założeniu średniowiecznej christianitas. Powolne jednak załamanie się Kościoła jako potęgi politycznej jest głównym i zarazem zbawczym krokiem w kierunku jego odnowy, tego co się dzieje dzisiaj. Obecnie przecież Kościół nie jest potęgą polityczną, ale jako autorytet ma uznanie o wiele większe niż miał przedtem. W tym kontekście inaczej zaczęły się układać wszystkie sprawy, w tym rola tomizmu, który aż do Soboru Watykańskiego II, a w pewnych środowiskach nawet do dziś, pojmowany był jako ideologia Kościoła a nie jako szukanie prawdy. I tutaj jest najbardziej antyhumanistyczny element, który musiał być w jakiś sposób zmieniony -  dlatego Sobór Watykański II był czymś tak niesłychanie ważnym.

- Czy dokumenty soborowe z lat 60 ubiegłego wieku są jeszcze dzisiaj aktualne i mają nadal swoje zadanie do spełnienia?

- One mają kolosalne zadanie. Dziś orientacja soborowa jest w minimalnym stopniu realizowana. Nasz Kościół jest bardzo wyraźnie przepojony duchem sarmackim: to jest duch obrony i wojen religijnych, gdzie wyraźnie pobrzmiewa nuta narodowo-patriotyczna, która jak najbardziej powinna być, ale nie tak dominująca jak jest u nas. Dlatego Ojciec Święty jest dla mnie wspaniałą postacią, bo w jego działalności realizuje się ów soborowy ideał w stosunku do innych. Ekumeniczne rzucanie porozumień, często trudne kompromisy są, moim zdaniem, drogą przyszłości. Stąd ja tu widzę dalekie perspektywy dróg soborowych.

- Wracając na grunt filozofii: Pan Profesor odżegnuje się od terminu filozofia chrześcijańska, filozofia jako taka jest jedna, dostępna wszystkim ludziom niezależnie od ich wyznania. Czy podobną logikę należałoby zastosować względem pojęcia humanizm chrześcijański?

- Humanizm jest chrześcijański w tym sensie, że wykorzystuje nie tylko elementy filozoficzne, ale również elementy teologiczne. Wtedy pojawia się wizja człowieka i jego powołania o wiele pełniejsza niż wizja czysto filozoficzna - i ona jest w jakimś sensie chrześcijańska, tylko tu już przychodzą elementy wiary dlatego ten humanizm chrześcijański nie jest czysto filozoficzny, on jest filozoficzno-mistyczy, filozoficzno-teologiczny.

- A Jak Pan Profesor postrzega współczesnego człowieka jeśli wziąć pod uwagę formy jego rozwoju, aspiracje?

- Ludzie - wszyscy ludzie, jacykolwiek oni są, jakkolwiek żyją - powinni znaleźć tego rodzaju warunki, w których natura ludzka mogłaby się najpełniej rozwinąć. Zasadnicze pytanie dotyczy tego, czy te warunki mogą być ziszczone poza klimatem wiary; czy klimat wiary jest niezbędny. Czasem u człowieka nie będącego jeszcze w pełni konfesyjnie chrześcijaninem siła cnót teologalnych jest bardziej chrześcijańska niż u człowieka, który bardzo mocno podkreśla swoją religijność, łączność itd., Także to są takie bardzo tajemnicze sprawy. Czasem samo szukanie elementów wyższego rzędu jest już zmianą pewnej orientacji.

- Jak Pan Profesor oceniłby współczesną antropologię filozoficzną. Dzisiaj coraz powszechniej kwestionuję się istnienie prawdy. Jacques Derrida - współczesny filozof francuski - na bazie dekonstrukcjonizmu twierdzi, że wszystko jest kwestią indywidualnej interpretacji. Czy takie pojmowanie może zagrażać kondycji metafizyki?

- Moim zdaniem okropnie zagraża. Tu już jest pewne bardzo niebezpieczne założenie, że nie ma prawdy. Cała antropologia filozoficzna, podobnie jak filozofia w ogóle, właściwie swoje zadanie spełnia przyprowadzając człowieka do ściany, w której znajdują się okna i te okna ona otwiera na teren, który już nie jest filozoficzny, jest terenem wiary. Myślę, że E. Husserl miał świętą rację gdy mówił, że każda prawdziwa filozofia musi być religios centrirs, że musi być zorientowana ku problematyce religijnej. Jest kwestią, jak mi się zdaje, ogromnego nieporozumienia głoszenie takich haseł, że nie ma prawdy, że wszystko jest względne. To właściwie jest kapitulacja człowieka.

Stosunkowo niedawno dowiedziałem się, że na średniowieczną ideologizację katolicką przyszła bardzo znamienna odpowiedź ideologizacji protestanckiej. Owa ideologizacja protestancka polegała na tym, że w 1525 roku największe umysły protestanckie, m.in. M. Luter, przeforsowali zakaz nauczania metafizyki na wszystkich uniwersytetach protestanckich. Jeżeli jest negacja metafizyki, to będzie i negacja jakiejkolwiek prawdy o człowieku, bo wtedy jedynym królem w miejsce metafizyki zostaje podmiotowość, a podmiotowość bez podbudowy ontycznej jest ostatecznie budowaniem w próżni. To są bardzo ważne rzeczy, których - mam wrażenie - owoce spijamy teraz.

- Czy w przekonaniu Pana Profesora antropologia filozoficzna i teologiczna to dwa skrzydła pozwalające się wznieść godności człowieka.

- Na pewno tak. Filozoficzna antropologia nie jest wstanie postawić jako realnego zagadnienia np. problemu zmartwychwstania. Problem zmartwychwstania zjawia się dzięki inspiracji teologicznej i jest bardzo zasadniczy.

- Czy filozofia, która wypracowuje piękne wzorce, jak chociażby ta reprezentowana przez Pana Profesora, potrafi przemieniać w jakiś sposób świat, czy raczej jest to wiedza w tym znaczeniu hermetyczna?

- To nie jest jej powołaniem. Ona powinna przygotowywać ludzi do jak najwierniejszego świadectwa prawdzie, a czy to zmieni świat czy nie zmieni - nie wiadomo. Odnoszę wrażenie, że czasem jedna postać, taka jak Matka Teresa z Kalkuty czy brat Albert, swoim działaniem więcej zrobią niż całe kohorty zorganizowanych, bardzo solidnie i dobrze postępujących ludzi. Ale to już nie jest nasza rzecz.

- A w czym Pan Profesor dostrzegałby największą godność człowieka?

- Największą godność człowieka? Przychodzi mi na myśl parafraza słów św. Augustyna, która funkcjonowała w naszym lwowskim "Odrodzeniu": chrześcijaninem jestem i nic ludzkiego nie jest mi obce. Wszystko co ludzkie powinno być nam bardzo bliskie. Ten pozytywny stosunek do wszystkich rzeczy, nawet szarych, bez wielkiego blasku jest bardzo istotny. Dlatego tak bardzo ważna w dzisiejszych czasach jest dla mnie duchowość Małych Braci.

- Gdzie należałoby dopatrywać się trzeciej drogi, o której mówi J. Maritain, o której mowa jest w nauce społecznej Kościoła, skąd czerpać wzorce?

- Ja nie wiem czy to można nazywać trzecią drogą. Myślę, że Kościół dawno odszedł w swojej nauce społecznej od wskazywania jakiejś specjalnej orientacji. Chodzi tutaj raczej o etykę, która dotyczy tej dziedziny i jest niesłychanie fundamentalna. W XVI w. teologowie wracali do Arystotelesowskiej koncepcji epikei. To była cnota właściwego stosowania sprawiedliwości. Nie wystarczy powiedzieć prawo i sprawiedliwość, ale trzeba we właściwy sposób to stosować. Myślę, że tu jest kolosalne pole popisu dla nas, bo wszędzie wymagana jest epikeia, ta ogromna czujność - żeby zadość czyniąc jednej stronie nie niszczyć drugiej.

Dla mnie fundamentalną sprawą było budownictwo Polski Jagiellonów. Przecież to była rzecz tak niesłychanie wspaniała, zupełnie prekursorskie pokazanie tego jak należy budować społeczność europejską. To była inna koncepcja niż koncepcja konfesyjnej, wyznaniowej christianitas średniowiecznej. I tutaj wyłania się wielkość szkoły krakowskiej prawniczej, wielkość królowej Jadwigi, wielkość polityków Jagiellońskich tego okresu, wielkość samej koncepcji samej Rzeczpospolitej wielu narodów - rzecz przepiękna i wspaniała, która moim zdaniem obecnie zaczyna mieć posłuch. Ogromnie mnie cieszą np. idee Giedroycia, również niektóre wypowiedzi Kwaśniewskiego. Muszę powiedzieć, że do tej idei dorasta bardziej lewica niż prawica. Jednocześnie bardzo mnie boli, gdy w Kościele mówi się, że w ogóle jest nie do przyjęcia jeśli ktoś ma więcej sympatii ku lewicy niż ku prawicy. Wydaje mi się to absurdem.

- A jak Pan Profesor - filozof, skomentowałby współczesne wydarzenia na świecie: atak na Nowy Jork, wojnę z terroryzmem…?

- Jest to może kolejny mały kroczek, który przybliży nas do przekonania, że każda wojna jest absolutnie barbarzyństwem. Nie ma wojny sprawiedliwej i to jest sprawa bardzo istotna. Ojciec Zieja był tutaj bardzo wyraźną postacią: on ostatecznie w Powstaniu Warszawskim brał udział, ale równocześnie miał sztandar w swoim pokoju z napisem "nie zabijaj nigdy i nikogo". Mnie osobiście bardzo tak nie cieszą naloty na Jugosławię lub teraz na Afganistan. Może one są dyktowane jakąś nawet najczystszą potrzebą sprawiedliwości, ale równocześnie stanowią bardzo szeroki margines po prostu barbarzyństwa.

- Ja jeszcze korzystając z okazji chciałem pogratulować Panu kolejnej nagrody, tym razem Polskiego Nobla przyznanego przez Fundusz na Rzecz Nauki Polskiej.

- Dziękuję. To jest dla mnie bardzo cenna nagroda, a szczególnie cenna dla książki "Dzieje europejskiej filozofii klasycznej" - to już jest piąta nagroda, którą ona dostaje. Ja zawsze duży nacisk kładę na historię filozofii, która stanowi właściwy warsztat filozofa. Jestem osobiście bardzo przekonany o ogromnym znaczeniu wielkiej filozofii klasycznej. Pamiętam jak moi uczniowie wyjeżdżając za granicę pytali mnie do kogo mamy się zwrócić? Ja mówię: nie bardzo widzę ludzi, idźcie do dobrych bibliotek.

Dla mnie szalenie miła była również nagroda Tischnerowska. Bo myśmy z Tischnerem, gdyby ktoś tak zewnętrznie popatrzył, reprezentowali różne poglądy. One były różne przy pewnej interpretacji, ale zasadniczo chodziło właściwie o to samo: o czystość Kościoła, o czystość filozofii - i tu panowała zupełna zgoda. Tischner to był wspaniały człowiek, gdy chodzi o pojęcie Kościoła. Ojciec Święty doskonale to oceniał - to jest dopiero trudne zadanie mieć taki ciężar u nogi jak Kuria Rzymska i rządzić nie popadając w jakieś ostre konflikty, bo przecież on ma wielu ludzi inaczej myślących. Jedno na pocieszenie: kiedy ja patrzę z perspektywy mojego życia to widzę tak ogromny postęp ku dobremu, szaloną zmianę na korzyść gdy chodzi o sprawy Kościoła i o czystość chrześcijaństwa, że tu nie ma się co martwić. Jest oczywiście naturalną rzeczą istnienie "ciężkich spraw" w wielu szczegółowych punktach. Ja właśnie m.in. pisząc list do Ojca Świętego, teraz w ciągu lata, podjąłem dwie kwestie. Pierwsza odnosi się do beatyfikacji. Bo jeżeli beatyfikacje mają dawać wzory dla współczesnego świata to dlaczego tam są sami mężowie stanu, biskupi, wybitni założyciele klasztorów i tak szalenie mało ludzi innych. Chciałoby się jako wzorów na dzisiejsze czasy takich ludzi jak Ch. de Foucauld, ks. Korniłowicz jak matka Czacka jak Jacques i Raissa Maritain. Po drugie martwi mnie sprawa celibatu. Podobno polscy biskupi w pewnym momencie oświadczyli, że obecność na terenie Polski duchownych żonatych jest niemile widziana. Jest to uderzenie w jedną z najdawniejszych tradycji Kościoła Wschodniego. I uważam, że takie stanowcze przestrzeganie celibatu, zwłaszcza na pewnych terenach, w pewnych kulturach, jest niewłaściwe. Lepsze byłoby rodzinne życie na plebani niż jakieś nieporządki moralne. Ojciec Święty zawsze odpisuje na listy, ale jak takie sprawy poruszam to pozostaję bez odpowiedzi.

- W jednym z wywiadów Pan Profesor wyraził przekonanie, że nie zamierza żyć sto lat. Ja trochę na przekór życzę Panu jeszcze wielu, wielu lat w dobrym zdrowiu. Serdecznie dziękuję za tę rozmowę.

- Dziękuję bardzo.